poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział 2

      Ten dzień dla Emily nie zaczął się tak, jakby tego chciała. Jej  budzik nie zadzwonił, przez co spóźniła się do pracy. Żeby było  tego mało jeden z pracowników wylał kawę na jej białą bluzkę, przez co miała  na niej ogromną, brązową plamę. Dzisiaj miała  również spotkanie z bardzo ważnym klientem, któremu przedstawi   zrobiony projekt. Szef zlecił jej zrobienie tego projektu ponieważ była jednym z najlepszych architektów w tej firmie. Na dodatek nie mogła skupić się na pracy przez  niejakiego pana Jamesa Maserati. Teraz żałowała, że tak szybko   uciekła z klubu. Na pewno już więcej go nie spotka. Wydawał jej się być miłym i porządnym facetem. No i na dodatek był nieziemsko przystojny. Pierwszy raz jakiś mężczyzna tak na nią działał.  Onieśmielił ją. Ale zaraz zaraz! O czym ona teraz myśli? I tak więcej się nie spotkają. Lepiej skupić się na teraźniejszości  o tym, że niedługo przychodzi ważny klient, pan Martinz, od którego zależy, czy   kobieta dostanie awans, czy też nie.
-Hej! Emily! Mówię do ciebie już od ponad 10 minut. Nie słuchasz mnie. Pewnie myślisz o tym facecie - mówił Ben
- Co? Nie! Skąd - broniła się.
- A co z Rose i Chloe? Przestałaś się na nie gniewać? - facet nie odrywał wzroku od komputera. Pracowali oni razem w tym samym pomieszczeniu.
- To była ich wina. One powinny mnie przeprosić. Chciały mnie zeswatać z jakimś frajerem, który proponował mi seks po paru minutach znajomości. Na dodatek zostawiły mnie samą przy barze, a same świetnie się bawiły - żaliła się Emily.
- Ale popatrz na to z drugiej strony. Gdyby nie one, nie poznałabyś tego, jak mu tam? Jareda czy Jamesa - Benjamin bronił jej przyjaciółki.
- Jaka to znajomość? Tylko chwilkę z nim rozmawiałam. Zresztą i tak pewnie nigdy się nie spotkamy. Nowy Jork to bardzo duże miasto. Jest mała szansa, że znowu go spotkam-odpowiedziała kobieta.
- Powiem ci tylko, że wszystko jest możliwe. To już najwyższy czas, żebyś znalazła sobie odpowiedniego kandydata na męża. Masz już 24 lata. Nie każdy mężczyzna to drań, który chce zrobić kobiecie krzywdę - mężczyzna nie dawał za wygraną. Nadal ciągnął ten temat.
- Nie potrzebuję faceta. Mam ciebie - Emily posłała mu całusa. Benjamin rozmarzony złapał się za policzek.
- Koniec rozmów na takie tematy. Mam dużo pracy. Ty na pewno też. Lepiej się na niej skupmy -skomentowała tylko.
- Tak jest! - odpowiedział brunet. Kobieta starała się skupić na pracy. Zwłaszcza teraz. Za 2 godziny przychodzi Martinz, któremu przedstawia klientowi projekt. Musiała dokonać w nim jeszcze kilka poprawek.
- Idę po lunch. Przynieść ci coś? - zapytał jej towarzysz, który po godzinie pracy wstał od biurka.
- Nie. Dzięki. Mam dużo pracy - pospiesznie odpowiedziała nawet na niego nie patrząc. Teraz tylko liczył się dla niej komputer.
- Jadłaś w ogóle coś dzisiaj? - mężczyzna podszedł do jej biurka.- Tak. Kanapkę. Teraz nie mam czasu na jedzenie. Muszę zająć się projektem. To na prawdę bardzo ważne - kontynuowała.
- Zdecydowanie za dużo pracujesz i mało jesz. Poskarżę się szefowi -pogroził jej palcem i wyszedł z pomieszczenia. Emily zbytnio się nie przejęła jego groźbami ponieważ doskonale wiedziała, że jej kochany przyjaciel nie pójdzie na skargę do szefa. W końcu znała go nie od dziś.
Kiedy dochodziła już godzina 12:30 do biura przyszedł pan Martinz.
-Dzień dobry - dżentelmen koło 50-tki pocałował Emily w rękę.
-Witam pana - lekko się ukłoniła.
 -Nie będę przeszkadzał. Przyjdę później - powiedział Benjamin idąc w stronę wyjścia. Popatrzył się jeszcze na kobietę dając jej do zrozumienia, że będzie trzymał za nią kciuki. Emily jest dla niego bardzo ważna. Traktuje ją jak siostrę. Życzy jej wszystkiego, co najlepsze. Zasłużyła na to. Po tym wszystkim, co złego ją spotkało. Kobieta cały czas rozmyślała, co się takiego stanie, kiedy Colin odsiedzi swoje lata za kratkami. Na pewno będzie chciał się skontaktować ze swoją byłą dziewczyną. Ale czy ona tego  chce? Oczywiście, że nie! To jest ostatnia rzecz, jaką by chciała. Doskonale wie, jak będzie wyglądało to spotkanie. Będzie chciał jej przyłożyć. Jest w 100% tego pewna, więzienie go nie zmieni. Colin nie ma współczucia. Nadal będzie bezdusznym draniem. Tacy mężczyźni jak on nigdy się nie zmienią. Zawsze będą znęcać się nad kobietami psychicznie i fizycznie. Nawet, jeżeli zmianę chcą ona nigdy nie nastąpi. Najgorsze jest jednak to, że brunet wie gdzie Emily nadal mieszka. Czy  byłby on zdolny do zrobienia jej kolejny raz krzywdy? Mimo iż ma zakaz zbliżania się do niej. Oczywiście, że tak. W ciągu tego czasu, który spędzała z tym bezdusznym człowiekiem, zdążyła go już na tyle dobrze poznać, iż wie do czego mężczyzna mógłby się posunąć. Wielokrotnie chodziła pobita.  Siniaki miała wszędzie. Zwłaszcza na twarzy. Mocny makijaż nie potrafił zatuszować dużych siniaków. Z pomocą jednak przychodziły jej okulary pzeciwsłoneczne, z którymi się nigdy nie roztawała. Ten okropny okres z życia Emily bardzo chciałaby wymazać z pamięci. To jednak nie jest wcale takie łatwe. Bez pomocy rodziny, Bena, Chloe i Rose kobieta nie poradziłaby sobie. Wróćmy jednak do teraźniejszości. Kiedy do kobiety przyszedł klient, pan Martinz ogarnęła ją ogromna panika. Starała się jednak zachować zimną krew i dać z siebie wszystko nie poddając się. Właśnie to najbardziej cenił u niej jej stary szef. Mało osób w tej firmie było takich jak ona. Była ona dużym autorytetem dla wielu pracowników tej ogromnej, rozwijającej się firmy. -Sam nie wiem, czy oferta oraz projetk, który pani przygotowała jest odpowiedni - mężczyzna zaczął mieć pewne obawy. Szybko jednak dodał.
- Byłem w wielu firmach. Żadna z nich nie przedstawiła mi takiej ciekawej oferty. Z ogromną przyjemnością podpiszę z panią tą umowę. Polecano mi właśnie panią. Słyszałem, że jest pani najlepsza. Nie mylili się - uśmiechnął się.
-Dziękuję. Bardzo się cieszę. W takim razie przygotuję dokumenty - Emily odpowiedziała z wielką radością. Z jej ciała zszedł ogromny ciężar. Ciężka praca opłaciła się. Bardzo przyłożyła się do tego projektu. Zarywała nocki. Pan Martinz był jednak bardzo zadowolony.
-Robienie z panią interesów, to sama przyjemność panno Harrison. - mężczyzna pocałował Emily w rękę, kiedy już się żegnali.
-Cała przyjemność po mojej stronie - z uśmiechem lekko się ukłoniła. Facet z bananem na twarzy opuścił pomieszczenie. Kobieta od razu usiadła na biurku i głośno wypuściła ze swoich płuc powietrze.
-I jak? - po 5 minutach do gabinetu wszedł Benjamin.
-Udało się - była bardzo szczęśliwa. Od razu rzuciła mu się na szyję.
-Tak bardzo się cieszę - mężczyzna odwzajemnił uścisk i pocałował Em w policzek.
- Idę do szefa. Powiedział, że mam do niego przyjść, kiedy spotkanie z Martinzem się skończy – kobieta uwolniła się z uścisku przyjaciela, następnie udała się w stronę w stronę windy. Kiedy była obok niej od razu wsiadła i pojechała na 12 piętro.
-Szef u siebie? – spytała będąc już obok pokoju.
-Tak. Możesz wejść. Nie ma żadnego spotkania. O ile dobrze wiem, czeka na ciebie – odpowiedziała zapytana sekretarka o imieniu Lisa. Emily zapukała i weszła do pomieszczenia.
- Martinz podpisał z nami umowę – powiedziała z uśmiechem będąc już w pokoju.
- Naprawdę? To świetnie. Martinz to bardzo ważny klient. Wiedziałem, że uda ci się przekonać go do współpracy. Nie pomyliłem się co do ciebie. Codziennie mnie zaskakujesz. Zasłużyłaś na awans – uśmiechnął się starszy pan w garniturze.
-Dziękuję bardzo – skomentowała tylko z ogromnym uśmiechem na twarzy.
-Dzisiejszego dnia nie musisz już pracować. Zrób sobie wolne. O 16:00 przyjdź tylko do mnie na chwile. Organizuje zebranie. Bardzo ważne. Tylko nie zapomnij. Lisa przekaże pozostałym informacje o zebraniu – dodał.
- Dobrze. Jeszcze raz bardzo dziękuję. Do zobaczenia. – kobieta wyszła z sali. Była szczęśliwa, że ktoś docenił jej ciężką pracę. Spojrzawszy na zegarek zorientowała się, że jest już 14:00. Zaczęła się zastanawiała, jak wykorzysta te cenne godziny wolności. Postanowiła, że pojedzie do centrum handlowego. Dawno nie była na zakupach. Nie miała na to czasu. Praca była dla niej najważniejsza. To ona pozwoliła jej nie myśleć tak dużo o jej ogromnej, życiowej tragedii, jaką doświadczyła przez Colina.
-Szef dał mi już wolne. O 16:00 jest jakieś zebranie z wszystkimi pracownikami. Niby bardzo ważne. Jadę do centrum handlowego. Przyjadę na spotkanie – będąc już w swoim biurze zaczęła mówić do Bena, przy okazji zbierając swoje rzeczy.
-Dobrze księżniczko – odpowiedział Ben. Kiedy kobieta opuściła pomieszczenie udała się do wyjścia z budynku. Zrobiwszy już to poszła w stronę swojego samochodu, do którego wsiadła i odjechała. Po 10 minutach jazdy dojechała do centrum handlowego. Mimo iż była 14:20 w budynku było bardzo dużo ludzi. Emily od razu udała się w stronę ulubionych sklepów. Nie wiedziała, czego konkretnie szuka. Na pewno ta rzecz, którą miałaby kupić musiałaby jej się bardzo spodobać. Ale czy najnowsze, lipcowe kolekcje w jej ulubionych sklepach skradły jej serce? Widocznie nie, ponieważ nic takiego ciekawego nie wypatrzyła. Widząc, że dochodzi już 15:40 zrezygnowana udała się w stronę parkingu, na którym zaparkowała samochód. Kiedy już stała obok pojazdu otworzyła torbę w poszukiwaniu kluczyków.
-Kurcze. Gdzie one są? – mówiła sama do siebie nie mogąc znaleźć kluczyków.
-O są! – dodała, kiedy w końcu udało jej się je odszukać. Wyciągnęła je i otworzyła samochód. Rzuciła torbę na siedzenie. W tym momencie poczuła czyjeś silne ręcę na swoich ramionach, które popchnęła ją tak mocno, że kobieta upadła. Zanim zorientowała się, co takiego się stało napastnik wsiadł do jej samochodu odjeżdżając.
- Nie! Zostaw to! – krzyczała szybko wstając i biegnąc w stronę odjeżdżającego auta. Na marne poszły jej krzyki. I tak nikt ich nie słyszał, a złodziej uciekający jej samochodem na pewno nie miał zamiaru się zatrzymać.
-Cholera! – krzyczała zła. Została okradziona. Nie miała przy sobie niczego. W samochodzie znajdowało się wszystko. Torba z telefonem, dokumentami, pieniędzmi, kluczami do domu, ważnymi dokumentami i wiele innych rzeczy. W przeciągu kilku sekund została pozbawiona tego wszystkiego. Dobrze, że jednak zdecydowała się zostawić laptopa w biurze. Przynajmniej został jej ten sprzęt.
-Zadzwoń na policję! – krzyczała widząc w oddali idącą kobietę. Nie było trzeba jej dwa razy powtarzać. Szybko wyciągnęła telefon wykręcając numer. Em miała szczęście. Radiowóz zjawił się na parkingu w przeciągu kilku minut. Byli oni w pobliżu.
-Dzień dobry pani. Proszę opowiedzieć, co takiego się stało. Z drobnymi szczegółami – powiedział policjant, kiedy zdenerwowana kobieta podbiegła do mężczyzny wysiadającego z radiowozu.
-Okradziono mnie! Chciałam wsiąść do samochodu. Nagle poczułam czyjeś ręce na ramionach. Po chwili leżałam już na ziemi, a złodziej wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. W samochodzie miałam wszystko. Telefon, pieniądze, dokumenty, klucze do domu – załamana oparła się o radiowóz.
-Proszę się nie denerwować. Postaramy się znaleźć samochód. Niczego nie obiecujemy, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Kamery będące na parkingu na pewno zarejestrowały całe zajście oraz twarz złodzieja – policjant chciał uspokoić Em. Kiepsko mu to jednak wychodziło. Jedną rzeczą, o której teraz myślała, było szybkie wrócenie do domu i zmiana zamka w drzwiach. Nie chciała, aby złodziej okradł jeszcze jej dom.
- Musi pani jechać z nami na komisariat złożyć zeznania. Postaramy się zrobić rysopis złodzieja - dodał szybko.
- Czy mogłabym przyjechać wieczorem? Złodziej ma klucze, dokumenty. Na pewno nie będzie mu trudno poznać mój adres. Chcę zmienić zamki w drzwiach - odpowiedziała.
- Oczywiście. Możemy panią zawieść - zaproponował drugi policjant.
- Jeżeli to nie jest dla panów problem byłabym bardzo wdzięczna. szybko dostać się do pracy. Muszę załatwić tam jedną, ważną rzecz - odpowiedziała. Była godzina 16:20. Na zebraniu niestety jej nie było. Miała nadzieję, że szef zrozumie dlaczego nie pojawiła się na nim. Chciała jechać do biura ponieważ musiała mu wszystko powiedzieć, ale też dlatego, że Benjamin ma jej klucze od domu. Dorobił sobie komplet po tym, jak była zamykana w domu przez Colina. Po kryjomu przychodził przyjaciółki pomagając jej. Mógł od razu wyciągnąć ją z tego piekła. Emily jednak błagała go, żeby nie mieszał się w to. Posłuchał ją.
- Z ogromną chęcią zawieziemy panią do wyznaczonego miejsca - uśmiechnął się policjant otwierając jej drzwi do radiowozu. Podziękowała i wsiadła. Po 15 minutach dojechali pod firmę.
- Bardzo dziękuję za podwózkę - uśmiechnęła się. Nadal jednak była zdenerwowana kradzieżą.
- Cała przyjemność po naszej stronie. Mamy na panią zaczekać ? - zapytał jeden z policjantów.
- Nie. Nie trzeba. Poradzę już sobie. Do widzenia - pożegnała się wychodząc z samochodu. Mimo iż miała na sobie wysokie szpilki do budynku szybko wbiegła kierując się najpierw do Bena, a następnie do szefa.
- Jest zły? - zapytała zdyszana wbiegając do biura.
-Emily gdzie ty byłaś? Co się z tobą działo? Widziałem, że policja cię przywiozła. Dzwoniłem do ciebie chyba z 10 razy! - mężczyzna  prawie krzyczał.
-Okradziono mnie. Podwieźli mnie do biura. Powiedz mi, jak szef. Jest bardzo zły? - pytała.
- Lepiej, żebyś wszystkiego dowiedziała się od niego. Jak to cie okradli? - dopytywał.
- Później ci opowiem. Potrzebuje klucze od mojego domu. Masz je może przy sobie?- dopytywała
- Tak. Już ci daję. - facet szybko sięgnął po kluczyki, następnie dał jej potrzebną rzecz, o którą prosiła.
Będąc już na 12 piętrze szybko udała się do biura szefa. Zapukała, następnie weszła do pomieszczenia.
- Harrison zawiodłaś mnie w tym momencie - krzyczał siwy facet wstając z fotela. Kobieta widziała, że facet nie jest sam. Siedzi z nim inny mężczyzna. Nie patrzyła na niego. Cała jej uwaga była skupiona na szefie. Pierwszy raz dostała taki ochrzan.
- Nie zdążyłam na spotkanie ponieważ okradziono mnie. Nie mam samochodu, telefonu, portfela. Na szczęście zdobyłam klucze od domu- mówiła załamana łapiąc się za głowę.
- To zmienia postać rzeczy. Mam nadzieję, że uda ci się odnaleźć skradzione rzeczy. Skoro nie byłaś na zebraniu przekażę ci ważną informację teraz - zaczął mężczyzna.
- Tak? - zapytała nie patrząc na towarzysza, który siedział na fotelu obserwując całe zajście.
- Jak już wiesz, mam swoje lata. Nie mam siły prowadzić już tej firmy. Przechodzę na emeryturę. Poznaj swojego nowego pracodawcę. James Maserati...

Hej :)
Bardzo przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero teraz. Niestety mam dużo nauki na studiach. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)) przepraszam za błędy w rozdziale i pozdrawiam :**